Sponsor naszej szkoły

O WSCHODZIE SŁOŃCA 

 Świat to wielka zagadka, ale nie bardziej niż sami ludzie, którzy próbują się uśmiechać, gdy w  środku głośno krzyczą. Są źli i dobrzy i o takich właśnie będzie ta opowieść. A wszystko zaczęło się  od tego, że bardzo starała się pomóc ludzkości, ale nie spodziewała się, że to przyniesie takie  konsekwencję.  

 Po śmierci ojca zostałam sama.  W wieku pięciu lat musiałam poradzić sobie z ciężarem  straty. Nie było to łatwe, ale to nadzieja zaprowadziła mnie tu, gdzie jestem. Mieszkam w Toledo w  stanie Ohio. To tu się właśnie wychowałam i od zawsze pomieszkiwałam domy dziecka. Nigdy nie  wiedziałam, gdzie jest moje miejsce. Byłam zawsze sama pośród pustych ścian, dopóki nie odnalazł  mnie stary przyjaciel mojego ojca Henry. Ja Harper Evans dwudziestodwuletnia kobieta, która pracuję  w laboratorium jako biotechnolog, jak niegdyś mój ojciec, postanowiłam dokończyć jego projekt nad  szczepionką, która będzie mogła uodpornić o wiele lepiej niż  wczesne remedium.  Przeprowadzamy badania w tajemnicy, dlatego mało osób o tym wie, oprócz mojego trzyosobowego  zespołu. Jest to ważne zadanie, które może zapisać się w dziejach historii świata, więc nie możemy  popełnić absolutnie żadnego błędu.  

Wieczorem znalazłam się na polanie, popatrzyłam w górę i na gwiaździstym niebie zauważyłam  kometę, która pomału zaczęła spadać. Wtedy przypomniał mi się tata, z którym często oglądałam  gwiazdy. Postanowiłam wypowiedzieć życzenie i zamknąwszy już zaszklone oczy, usłyszałam huk.  Zamarło mi wtedy serce, a ręce ze strachu zaczęły mi się trząść. Nie mogłam się ruszyć, ale mój  instynkt dał mi wtedy znak, by zacząć uciekać. Jeszcze na moment obróciłam się w lewo, gdzie  zauważyłam jakąś postać i wielkie stado nadlatujących kruków. Bez większego namysłu rzuciłam się  do ucieczki. Zaczęłam biec w stronę lasu. Ptaki podążały za mną i z wielką prędkością zaczęły wpadać w gęsto rosnące  drzewa.  Nie myśląc, biegłam dalej przed siebie. Moment nieuwagi i… wpadłam  na korzeń drzewa. Upadłam, rozcinając przy tym kolano, które zaczęło mocno krwawić. Leżąc na ziemi  głową w dół zerknęłam w górę i zobaczyłam, że reszta kruków zaczęła mnie otaczać. W tamtym momencie jedynie potrafiłam wydobyć z siebie głośny krzyk – AAAAA – , który w  rozchodził się po  lesie. Nagle ze strachem w oczach obudziłam się i uświadomiłam sobie, że był to  tylko sen, który zamienił się w koszmar. Odetchnęłam z ulgą. Nie wiedziałam  jeszcze, że był to dopiero początek. Pobiegłam do łazienki i ujrzałam swoją bladą twarz w lustrze.  Wydawałoby się, że ujrzałam samą śmierć, ale na szczęście była to tylko moja bujna wyobraźnia.  Dzisiejszy poranek nie odróżniał się od innych. Tak jak codziennie ubrałam się i pojechałam  autem do laboratorium. Dojazd zająłby mi dziesięć minut, ale przez poranne korki jechałam o kolejne  dziesięć minut dłużej. Nienawidzę tego, ponieważ jestem typem człowieka, który nie lubi się spóźniać.  Gdy dojechałam na miejsce, poszłam się przebrać w odpowiedni do badań strój. Po drodze  napotkałam Klarę, która była moją bliską przyjaciółką oraz, która pracowała ze mną w N.A.D,  właśnie tak nazywał się nasz zespół. Po krótkim przywitaniu, udałyśmy się do szatni. Gdy zaczęłyśmy się  przebierać, postanowiłam opowiedzieć jej o moim śnie, który miałam dziś rano. 

– Tak i to już chyba  wszystko – powiedziałam do Klary.  

– Dziwny sen, ale nie to mnie martwi w tej chwili. – odpowiedziała przyjaciółka  zmartwiona. 

– Co masz na myśli ? – zaskoczona zapytałam.  

– Opowiedziałaś ten sen bardzo szczegółowo, aż za bardzo – zaczęła wyjaśniać.  To nieprawdopodobne, że nadal go pamiętasz z najdrobniejszymi szczegółami. Więc  zastanawia mnie to, czy słyszałaś o pewnym przekonaniu, który głosi, że szczegółowo i długo  pamiętany sen, nie jest  zwyczajnym snem, tylko staje się on wiadomością od kogoś – odpowiedziała z zakłopotaniem.  

– Co takiego ? – przecież to niedorzeczne, żeby to była jakakolwiek wiadomość. – Zaczęłam się pomału  śmiać.  

– Klaro czy nie poniosła Cię zbytnio wyobraźnia ? – spytałam. – To tylko zwykły sen, jak każdy inny i nie  ma co nad tym główkować – odpowiedziałam jej i poszłyśmy do pracowni. 

Pomału szczepionka była  gotowa. Musieliśmy dopracować jeszcze małe detale i wszystko byłoby gotowe. Jednak nagle zawołał mnie  Christopher, który przekazał mi słuchawkę i powiedział, że to do mnie. 

– W czym mogę pomóc ? –  zapytałam. – 

Usłyszałam jedynie ciche szmery, a potem huk podobny do tego w moim śnie. Nie  myśląc dłużej, rozłączyłam się.  W mojej głowie ułożyły się tysiące scenariuszy..  Postanowiłam się tym dłużej nie zamartwiać, bo jedyne wyjaśnienie było takie, że ktoś zrobił sobie  nieśmieszny żart. Spytałam jedynie Chrisa, czy po odebraniu ktoś się odezwał. Odpowiedział mi, że , jakaś kobieta. Przytaknęłam mu tylko i wróciliśmy do swoich zajęć . Po pracy spotkałam  się z Henrym, z którym mile spędziłam czas i opowiedziałam o postępie badań oraz, że za dwa dni  możemy robić pierwsze testy. Bardzo go to ucieszyło, że tak dobrze sobie radzę, bo to właśnie on  wysłał mnie na studia i pomógł w osiągnięciu marzeń. Był on dla mnie jak drugi tata. Gdy tylko się z  nim pożegnałam udałam się do samochodu i próbowałam otworzyć kluczykami pojazd. Nagle  poczułam zimne powietrze, które okrywało mój kark. Bez zastanowienia szybko przekręciłam kluczyk i  odjechałam. Kiedy dotarłam do mieszkania pierwsze, co zauważyłam to wielki bukiet czerwonych  róż, który leżał na stole. Podbiegłam do nich i zaciągnęłam się ich pięknym zapachem. Pomiędzy  kwiatami zauważyłam małą białą karteczka, którą wzięłam do ręki i odczytałam jej zapis.  

 „ Prawa jest bliżej niż myślisz. Nie ufaj nikomu, pszczółko„. 

Moje serce znów zamarło,  nie umiałam sobie racjonalnie wyjaśnić, co się właściwie stało. „Pszczółko”, przecież tata tylko tak  mnie nazywał, ale on przecież nie żyję. W tamtym momencie upadłam kolanami na ziemie i zaczęłam  mocno płakać. Nie mogłam się złamać, ponieważ musiałam poznać prawdę, a jutro też będzie  dzień, w którym może wszystko się ułożyć. Nie sądziłam wtedy, że najgorsze jeszcze nie nadeszło. 

Był  już poranek, wstałam i nawet nie wiem, kiedy się położyłam spać. Pamiętam tylko, że pozamykałam  wszystko, by poczuć się bezpiecznie. Potem położyłam się na łóżku i rozmyślałam nad tym, co się  wydarzyło. Przesiedziałam dwa dni w domu i myślałam nad wszystkim. Dziś postanawiam  pojechać na cmentarz do taty, by poszukać jakiś odpowiedzi. Wybiegłam, zamknęłam dom i  odjechałam z podjazdu. Gdy dotarłam na miejsce i odszukałam grób ojca, pomodliłam się, a potem  zaczęłam błagać – Tato daj mi jakiś znak, proszę.– zawołałam pełna w żalu. Przez pewien czas  siedziałam i gdy w goryczy chciałam już odejść, klęknęłam i zobaczyłam wywróconą czerwoną różę, na  której była zawieszona kartka. Wzięłam i z niepewnością ją odczytałam.  

 „Pszczółko, nie możesz dopuścić do testów. To chciwi ludzie, którzy oszukali cię tak, jak  mnie.  Pozwolili nam myśleć, że robimy coś wyjątkowego, ale ja odkryłem prawdę i próbowałem cały projekt  zniszczyć. Henry, mnie oszukał i kazał mi ją stworzyć dla własnych celów. Musisz mu pokrzyżować  plany, by nikt już nie cierpiał. Jeśli przeczytasz ten list, mnie już nie będzie. Nie zamartwiaj  się, Izabel ci pomoże. Jest jedyną osobą, której możesz zaufać”. 

Nagle nadleciał czarny kruk, a w oddali  zauważyłam mały lasek. Nie wytrzymałam, w płaczu pobiegłam do auta i zamknęłam się w nim. Wtedy  uświadomiłam sobie, że nie jestem bezpieczna. Nie mogłam uwierzyć, że Henry, który był mi najbliższy, tak postąpił. W tamtym momencie znienawidziłem go i poczułam, że jestem sama.  Załamana stwierdziłam, że całe moje życie to było fikcja, a szczepionka N.A.-19 wielkim oszustwem.  Wydawałoby się, że jest to gra, w której jestem jedynie pionkiem i naiwnie dałam się wykorzystać.  Ale teraz nie mogłam dopuścić do testów. Szybko ruszyłam autem w stronę laboratorium, gdy nagle usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu.  Pomału zaczęłam hamować. Gdy odebrałam, odezwała się  jakaś kobieta, której głos wydawał mi się znajomy, ale skąd, nie miałam pojęcia. 

– To ja, Izabel. –  powiedziała, dodając potem –zatrzymaj się, a wyznam ci całą prawdę. 

Chciałam się już odezwać, gdy  nagle się rozłączyła. Nie wiedziałam co w tamtym momencie począć. Po chwili namysłu stwierdziłam,  że wyjdę, bo i tak nie miałam nic do stracenia. Z oddali nadjechało czarne auto, z którego wyszła jakaś  mała blondynka. Zaczęła się ona stopniowo do mnie zbliżać . Zawahałam się i stanęłam na chwilę, a  kobieta podbiegła i mocno mnie przytuliła, szepcąc do ucha – Jak dobrze cię widzieć. Odsunęłam się lekko  i wtedy zobaczyć jej całą twarz. Miała jasne blond włosy,  niebieskie oczy, pełne usta, mały nosek i smukłą twarz. Spytałam – Kim ty jesteś? – Wiem, że  mnie nie poznajesz, ale to ja Izabel twoja ciotka i młodsza siostra Edwarda. Tak twojego zmarłego  ojca.  Wybacz mi, że musiałaś tak długo czekać na prawdę, ale  teraz jestem i wszystko ci opowiem. – odparła przyglądając mi się uważnie. 

Nie wiedziałam, co  odpowiedzieć, czy to prawda, czy kolejne kłamstwo. Zrobiło mi się przykro, a w mojej głowie pojawiło  się tylko jedno pytanie. – Dlaczego?  Smutnym głosem wykrzyczałam jej prosto w twarz: – Powiedz  mi dlaczego mnie porzuciłaś.  Byłam aż takim ciężarem? Chciałabym, żeby to był jedynie sen, a gdy się  obudzę będzie wszystko dobrze.

– Wszystko ci wytłumaczę. . Obiecuję, ale nie teraz – powiedziała i  złapała mnie za rękę ciągnąc ze sobą. Musimy uciekać, bo jest już za późno, by przeszkodzić w testach.  Na początku nie chciałam, ale musiałam zaryzykować. Po drodze opowiedziała, co naprawdę kryje się  za szczepionką. Wyjaśniłam, że musimy stworzyć lek na wirusa przed końcem czasu, a mamy go nie  wiele. Również, że ma on pięć etapów i każdy trwa zaledwie tydzień. W każdym tygodniu będzie się  pojawiać jedna z objawów, czyli gorączka, bezsenność, wrażliwość na światło, paraliż organizmu i na  końcu śmierć, która jest ostatnią oznaką choroby, a zacznie się ona na końcu o wschodzie słońca. I  wtedy sobie uświadomiłam, że musimy walczyć, by uratować ludzkość i odkupić swoje winy, bo tylko  życie poświęcone innym jest czegoś warte.  

 Ale gdy wszyscy myśleli, że piąty etap to koniec, tak naprawdę był to dopiero początek. To  nadzieja nas tu przywiodła i to z nadzieją o lepsze jutro umrzemy.  

Autor:  
Agnieszka Kowalska 8c